piątek, 30 marca 2012

nieszczęśliwa miłość.



Pewnego dnia we wsi Sułkowo w świetlicy miała się odbyć zabawa. Marta i Jola cieszyły się od samego rana. Na myśl o zabawie skakały do góry.
MARTA-dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Ma 20 lat. Jest szczupłą i ładną dziewczyną. Mieszka w Warszawie.
JOLA- o jasnych włosach i jasnych oczach, ma 19 lat i mieszka w Sułkowie.
Obie dziewczynki są przyjaciółkami. Jest wieczór, dochodzi 20:00. Przyjaciółki idą na zabawę. Marta w drodze opowiedziała Joli jaką przygodę miała w pociągu.
-Słuchaj Jolu-mówi Marta-jadąc do ciebie spotkałam bardzo ładnego chłopca. Strasznie mi się spodobał.
-Jak wyglądał?-spytała Jola.
-Był ładny, miał długie czarne włosy, jednym słowem boski.
Dziewczęta dochodzą do świetlicy. Jest już parę osób. Stanęły pod ścianą. Nagle Marta spostrzegła tego samego chłopca, którego widziała w pociągu. Jest z kolegą
"To dobrze"- myśli sobie,"będzie do pary"- szarpie Jolkę za rękaw.
-Jolu, patrz, to on.- mówi do koleżanki i pokazuje na chłopców.
-Ładny-mówi z powagą Jola.
Chłopcy zauważyli je i podeszli do nich.
-Zapoznajmy się- proponują
-Dobrze-odpowiadają niemal jednocześnie.
-Mam na imię Andrzej- mówi ten, który podobał się Marcie.
-A mnie Zenek-mówi kolega Andrzeja.
Zaczynają grać. Andrzej prosi Martę do tańca, a Zenek Jolę. Dziewczynki są zadowolone. Zabawa dobiega końca. Jola z Zenkiem gdzieś zniknęli. Andrzej odprowadza Martę do domu jej ciotki. Po drodze opowiadał jej o sobie.
-Nazywam się Andrzej Witkowski, mam 21 lat i jestem na studiach.
Po drodze się pożegnali. Andrzej pocałował Martę i odszedł. Marta weszła do domu. Ciotka mówi, że jutro musi wracać do Warszawy. Wstaje więc o 6:00 rano i poszła na przystanek.
-Cześć-krzyknęła Jola.
-Cześć-odpowiedziała Marta trochę smutna
-Co taka smutna?-pyta Jola
-Muszę jechać do domu.
-Trudno się mówi, chodź, odprowadzę Cię.
Po drodze Jola opowiadała Marcie  o Zenku. Tak rozmawiając dochodzą do przystanku.  Przyjeżdża autobus, dziewczyny żegnają się.
-Pisz do mnie-woła Jola.
Autobus odjeżdża. Marta po kilku godzinach wysiada w Warszawie. Idzie do domu. Mieszka na ulicy Staromiejskiej 28/13. Wchodzi do mieszkania. Matka leży chora.
-Co Ci jest mamo? pyta ze łzami w oczach
-Nic córeczko, to tylko serce. Rozbierz się i zaparz herbaty.
-Dobrze mamo.
Po kilku dniach, kiedy matka poczuła się lepiej, Marta wyszła na dwór. Poszła na Starówkę. Nagle ktoś zasłonił jej oczy. Przestraszyła się, a gdy się obejrzała zobaczyła Andrzeja.
-Andrzeeej! Co Ty tu robisz?
-A Ty co tu robisz?
-Ja przyjechałam, bo matka jest chora na serce.
-A ja musiałem przyjechać, bo niedługo egzamin. Chodź, przejdziemy się. Długo chodzili po Warszawie. Pod wieczór Marta wróciła do domu.
-Gdzie byłaś? Niepokoiłam się o Ciebie.
-Nigdzie. Chodziłam po mieście z Andrzejem.
-Kto to taki? spytała matka
-Kolega. Spotkałam go na wsi u ciotki.
-Przyprowadź go kiedyś do nas. - powiedziała matka
-Dobrze mamo.
-No a teraz idź Martusiu spać.
Marta pocałowała matkę i poszła do pokoju. Tej nocy śnił jej się Andrzej. Następnego dnia Marta wstała uśmiechnięta, gdyż umówiła się z Andrzejem.
-Coś taka uśmiechnięta?- spytała matka
-Idę na spotkanie z Andrzejem.
-To idź, tylko nie wracaj późno.
-Dobrze mamo.-odpowiedziała Marta i wybiegła z domu.
Na moście spotkała Andrzeja, był smutny i ponury.
-Ci Ci jest-zaniepokoiła się Marta
-Muszę wyjechać do kolegi do Lublina na kilka dni.
-Trudno się mówi- powiedziała Marta i zaczęła płakać.
-Nie płacz. Nie będę się zadawał z żadną inną dziewczyną. No a teraz muszę iść. To mówiąc pocałował Martę w usta.
Do domu wróciła smutna, od razu położyła się spać. Następnego dnia wstała o 10:00. Umyła się i poszła do pokoju matki.
-Długo spałaś córeczko,a teraz idź zobacz, bo zdaje mi się, że masz list.
Marta wybiegła, na schodach potrąciła jakieś dziecko. Dobiegła do skrzynki. Był list od Andrzeja. Chłopak pisał, że nie jedzie do Lublina, lecz do Joli do Sułkowa, że znają się bardzo długo i mają zamiar się pobrać, oraz że przeprasza za kłamstwo.
Zrozpaczona Marta rzuciła list na ziemię i wybiegła z domu. Biegła cały czas, aż dobiegła do mostu, na którym ostatni raz widziała się z Andrzejem. Rozejrzała się. Nikogo nie widziała, tylko matka z daleka biegła, wołając ją. Marta nie zwracała uwagi na wołanie matki. Rzuciła się do  Wisły. Gdy matka dobiegła, było już po wszystkim.
 Po kilku dniach do drzwi pani Miłobęckiej ktoś zapukał. Otworzyła. W drzwiach stał młody człowiek.
-Dzień dobry pani. Nazywam się Andrzej. Czy zastałem Martę?
-Już nie ma mojej ukochanej Marty. Rzuciła się z mostu po przeczytaniu listu od pana.- to mówiąc podała mu list.
On uważnie przeczytał i zrozumiał
-Ależ to nie mój charakter pisma, to Zenek, to on ją zabił, to on, zdrajca, morderca, a nie przyjaciel.
To powiedziawszy wybiegł nie zważając na ludzi.
-To on ją zabił.
Tak biegnąc wpadł pod nadjeżdżający samochód. Poniósł śmierć na miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz