piątek, 30 marca 2012

nieszczęśliwa miłość.



Pewnego dnia we wsi Sułkowo w świetlicy miała się odbyć zabawa. Marta i Jola cieszyły się od samego rana. Na myśl o zabawie skakały do góry.
MARTA-dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Ma 20 lat. Jest szczupłą i ładną dziewczyną. Mieszka w Warszawie.
JOLA- o jasnych włosach i jasnych oczach, ma 19 lat i mieszka w Sułkowie.
Obie dziewczynki są przyjaciółkami. Jest wieczór, dochodzi 20:00. Przyjaciółki idą na zabawę. Marta w drodze opowiedziała Joli jaką przygodę miała w pociągu.
-Słuchaj Jolu-mówi Marta-jadąc do ciebie spotkałam bardzo ładnego chłopca. Strasznie mi się spodobał.
-Jak wyglądał?-spytała Jola.
-Był ładny, miał długie czarne włosy, jednym słowem boski.
Dziewczęta dochodzą do świetlicy. Jest już parę osób. Stanęły pod ścianą. Nagle Marta spostrzegła tego samego chłopca, którego widziała w pociągu. Jest z kolegą
"To dobrze"- myśli sobie,"będzie do pary"- szarpie Jolkę za rękaw.
-Jolu, patrz, to on.- mówi do koleżanki i pokazuje na chłopców.
-Ładny-mówi z powagą Jola.
Chłopcy zauważyli je i podeszli do nich.
-Zapoznajmy się- proponują
-Dobrze-odpowiadają niemal jednocześnie.
-Mam na imię Andrzej- mówi ten, który podobał się Marcie.
-A mnie Zenek-mówi kolega Andrzeja.
Zaczynają grać. Andrzej prosi Martę do tańca, a Zenek Jolę. Dziewczynki są zadowolone. Zabawa dobiega końca. Jola z Zenkiem gdzieś zniknęli. Andrzej odprowadza Martę do domu jej ciotki. Po drodze opowiadał jej o sobie.
-Nazywam się Andrzej Witkowski, mam 21 lat i jestem na studiach.
Po drodze się pożegnali. Andrzej pocałował Martę i odszedł. Marta weszła do domu. Ciotka mówi, że jutro musi wracać do Warszawy. Wstaje więc o 6:00 rano i poszła na przystanek.
-Cześć-krzyknęła Jola.
-Cześć-odpowiedziała Marta trochę smutna
-Co taka smutna?-pyta Jola
-Muszę jechać do domu.
-Trudno się mówi, chodź, odprowadzę Cię.
Po drodze Jola opowiadała Marcie  o Zenku. Tak rozmawiając dochodzą do przystanku.  Przyjeżdża autobus, dziewczyny żegnają się.
-Pisz do mnie-woła Jola.
Autobus odjeżdża. Marta po kilku godzinach wysiada w Warszawie. Idzie do domu. Mieszka na ulicy Staromiejskiej 28/13. Wchodzi do mieszkania. Matka leży chora.
-Co Ci jest mamo? pyta ze łzami w oczach
-Nic córeczko, to tylko serce. Rozbierz się i zaparz herbaty.
-Dobrze mamo.
Po kilku dniach, kiedy matka poczuła się lepiej, Marta wyszła na dwór. Poszła na Starówkę. Nagle ktoś zasłonił jej oczy. Przestraszyła się, a gdy się obejrzała zobaczyła Andrzeja.
-Andrzeeej! Co Ty tu robisz?
-A Ty co tu robisz?
-Ja przyjechałam, bo matka jest chora na serce.
-A ja musiałem przyjechać, bo niedługo egzamin. Chodź, przejdziemy się. Długo chodzili po Warszawie. Pod wieczór Marta wróciła do domu.
-Gdzie byłaś? Niepokoiłam się o Ciebie.
-Nigdzie. Chodziłam po mieście z Andrzejem.
-Kto to taki? spytała matka
-Kolega. Spotkałam go na wsi u ciotki.
-Przyprowadź go kiedyś do nas. - powiedziała matka
-Dobrze mamo.
-No a teraz idź Martusiu spać.
Marta pocałowała matkę i poszła do pokoju. Tej nocy śnił jej się Andrzej. Następnego dnia Marta wstała uśmiechnięta, gdyż umówiła się z Andrzejem.
-Coś taka uśmiechnięta?- spytała matka
-Idę na spotkanie z Andrzejem.
-To idź, tylko nie wracaj późno.
-Dobrze mamo.-odpowiedziała Marta i wybiegła z domu.
Na moście spotkała Andrzeja, był smutny i ponury.
-Ci Ci jest-zaniepokoiła się Marta
-Muszę wyjechać do kolegi do Lublina na kilka dni.
-Trudno się mówi- powiedziała Marta i zaczęła płakać.
-Nie płacz. Nie będę się zadawał z żadną inną dziewczyną. No a teraz muszę iść. To mówiąc pocałował Martę w usta.
Do domu wróciła smutna, od razu położyła się spać. Następnego dnia wstała o 10:00. Umyła się i poszła do pokoju matki.
-Długo spałaś córeczko,a teraz idź zobacz, bo zdaje mi się, że masz list.
Marta wybiegła, na schodach potrąciła jakieś dziecko. Dobiegła do skrzynki. Był list od Andrzeja. Chłopak pisał, że nie jedzie do Lublina, lecz do Joli do Sułkowa, że znają się bardzo długo i mają zamiar się pobrać, oraz że przeprasza za kłamstwo.
Zrozpaczona Marta rzuciła list na ziemię i wybiegła z domu. Biegła cały czas, aż dobiegła do mostu, na którym ostatni raz widziała się z Andrzejem. Rozejrzała się. Nikogo nie widziała, tylko matka z daleka biegła, wołając ją. Marta nie zwracała uwagi na wołanie matki. Rzuciła się do  Wisły. Gdy matka dobiegła, było już po wszystkim.
 Po kilku dniach do drzwi pani Miłobęckiej ktoś zapukał. Otworzyła. W drzwiach stał młody człowiek.
-Dzień dobry pani. Nazywam się Andrzej. Czy zastałem Martę?
-Już nie ma mojej ukochanej Marty. Rzuciła się z mostu po przeczytaniu listu od pana.- to mówiąc podała mu list.
On uważnie przeczytał i zrozumiał
-Ależ to nie mój charakter pisma, to Zenek, to on ją zabił, to on, zdrajca, morderca, a nie przyjaciel.
To powiedziawszy wybiegł nie zważając na ludzi.
-To on ją zabił.
Tak biegnąc wpadł pod nadjeżdżający samochód. Poniósł śmierć na miejscu.

czwartek, 29 marca 2012

bASIA.



Basia była 16-to letnią dziewczyną. Miała długie blond włosy i błękitne oczy. Jednak wciąż była sama. Nie potrafiła nawiązać kontaktu z koleżankami. Pewnego dnia będąc na spacerze z psem Mikusiem, zauważyła niewiele wyższego od siebie chłopca. Szedł ulicą czytając gazetę. Pragnęła aby został jej przyjacielem, ale jednak nie miała odwagi do niego podejść. Mijały długie i ponure dni tygodnia. Właśnie dzisiaj Basia odpowiadała z geografii i dostała ocenę bardzo dobrą. Zdziwiła się ogromnie, gdyż ujrzała chłopca, o którym ciągle myślała. Z tego wszystkiego potknęła się i upadła. Podbiegł do niej szybko i ostrożnie podniósł.
-Czy nic Ci się nie stało- spytał.
-Nie- wstydliwie odparła Basia.
Noga krwawiła , więc poszli oboje do gabinetu lekarskiego. Tam higienistka zrobiła natychmiast opatrunek. 
-Jak Ci na imię?- zapytała
-Barbara.
-A ja jestem Marek. Wiesz, często Cię obserwowałem i nie rozumiałem dlaczego nie lubią Cię w klasie.
-Ja sama nie wiem, ale chyba dlatego, że mam wszystko, co chcę. Mogłabym dać im wszystko co mam. Ale ja Cię nigdy nie widziałam. Gdzie się uczyłeś?
-Mogłaś mnie nie zauważyć. Dopiero się wprowadziłem do nowego mieszkania, i są to moje pierwsze dni chodzenia do szkoły.
Zadzwonił dzwonek. Musieli się pożegnać. Umówili się natomiast po lekcjach. Basia była tak zadowolona, że o mało nie dostała dwói. Wprowadziła w wielką zadumę nauczycielką od matematyki. Była bowiem jedną z najlepszych matematyczek w klasie, a wywoławszy ją do odpowiedzi, nie umiała nic powiedzieć o sumie algebraicznej.
Po lekcjach spotkała się z Markiem. Szli obok siebie do domu. Jak się okazało, mieszkali na tym samym osiedlu. Koleżanki po wyjściu ze szkoły zobaczyły ją z chłopcem, który wpadł im w oko. Chciały zawrzeć z nim znajomość. Postanowiły być miłe dla Basi. Ona była zdziwiona początkowo tą zmianą, ale później przywykła do tego. Teraz często chodziła z koleżankami. One jednak bardziej chciały na siebie zwrócić uwagę. Mimo tego, on darzył sympatią tylko Basię. 
Któregoś dnia Basia przechodząc przez ulicę zemdlała. Samochód wyjeżdżający zza rogu ulicy Marszałkowskiej nie zauważył dziewczyny i przejechał po niej. Po chwili ulicami miasta na ostrym sygnale jechała karetka pogotowia. 
Pod drzwiami sali operacyjnej stała ładna młoda kobieta ze łzami w oczach. Po kilku minutach dołączył do niej 17-to letni chłopak. Stali blisko siebie czekając na ostatnią nadzieję. Koleżanki wiedziały o wypadku Basi, ale jednak nie wzbudzało to w nich smutku. Przecież były zadowolone, że chłopiec będzie należał do nich. Natomiast w szpitalu toczyła się walka o życie dziewczyny. Po wielu godzinach matce Basi ukazał się znajomy chirurg. Był uśmiechnięty, a więc wszystko w porządku, pomyśleli obydwoje czekających. 
-Udało się panie doktorze, udało się ?- spytała przez zaciśnięte gardło matka.
-Tak, na szczęście tak. Jest to niebywały przypadek. Proszę niech się pani uspokoi, wszystko będzie dobrze-mówiąc to spojrzał na chłopca.
-To twoja dziewczyna?
-Nie, koleżanka- i nagle wybiegł na ulicę.
Wiedział, że nie będzie mógł opanować łez, które wciąż napływały do oczu.
Basia przyszła zdrowa, po wielu tygodniach. Jej koleżanki były wprost złe.
Gdy weszła do klasy jedna przez drugą wołały:
-Po coś przyszła, mogłaś zginąć.
Dziewczyna szybko wybiegła z klasy. Biegła prosto do domu. Jej jedynym marzeniem była śmierć. W domu nikogo nie było. Wykorzystała to i zauważyła całą butelkę proszków nasennych. W niedługim czasie zmarła. Pogrzeb był straszny. Trudno było go przeżyć bez choć jednej łzy na policzku. Zrozpaczona matka gryzła ziemię, która na wieki przykryła trumnę, a w niej jej jedyne dziecko. Marek także był na pogrzebie. Świat zmienił dla niego barwę. Nie miał już dla kogo żyć. Koleżanki zmarłej Basi także pragnęły zawrzeć z nim znajomość i przyjaźń, lecz on nadal nie zwracał na nie uwagi. Stał się posępny, wciąż zamyślony. Jego najdroższym miejscem stał się grób Basi. Koleżanki Basi dopiero teraz zrozumiały swój błąd, który popełniły, lecz niestety, za późno. Nie zdolne były zastąpić swej znajomości życiem.

NIE SZUKAJ PRZYJACIÓŁ
WŚRÓD LUDZI
BO LUDZIE FAŁSZYWI
I MAŁO ICH ZNASZ
DZIŚ PRAGNĄ MIŁO SIĘ
UŚMIECHAĆ
A JUTRO BEZCZELNIE
UDERZĄ CIĘ
W TWARZ 

wtorek, 27 marca 2012

Biały Goździk.



Było ciepło, promienie słoneczne grzały jak rzadko kiedy. Nikt nie przypuszczał, że w tym dniu mogło się coś stać, ale jednak te dni miały w sobie coś pięknego. Tym piękniejsza była miłość.
 Umówiła się z Andrzejem na godzinę 16:00. Chodziła z nim już trzy miesiące. Minęła 16:00, a więc poszła na spotkanie. Andrzej zaproponował jej spacer-zgodziła się. Długo spacerowali. Tak byli zajęci sobą, że nawet nie spostrzegli kiedy zrobiło się ciemno. Andrzej szepnął nieśmiało:
-Kocham Cię.
-Ja też Cię kocham- szepnęła.
Chłopiec przytulił ją do siebie, ale Mariola była niespokojna. Ukrywała to przed nim. Zauważył, że posmutniała. 
-Kocham Cię moja najdroższa, niczyja, więc tylko moja. 
To było piękne. Spotykali się coraz częściej, ale po pewnym czasie coś między nimi zaczęło się psuć. Andrzej zaczął ją unikać, ona zaś udawała, że go nie dostrzega. Kochała go i to ją zaślepiało. Wiedziała również, że Andrzej poznał inną dziewczynę, a z niej, którą tak bardzo kochał robił idiotkę. Mariola bardzo w niego wierzyła. Któregoś dnia spotkała go na ulicy.
-Cześć Mariola- powiedział.
Odpowiedziała, ale jej słowa drżały. Zrozumiał wszystko, ale bał się jej i jej słów. Mariola zaczęła mówić drżącym głosem:
Nie jesteś taki jaki byłeś przedtem.
-O co Ci chodzi?- spytał Andrzej.
-Dobrze wiesz, lubię Cię, kocham Cię i chcę, abyś był szczęśliwy, ale Ty tego szczęścia nie chcesz. Niszczysz siebie i swoich przyjaciół. Gdy ich stracisz, przyjdziesz do mnie prosić o pomoc, ale wtedy będzie już za późno, ponieważ za mało wierzysz w siebie. Na tym skończyła.
Spojrzał na nią, chciał coś powiedzieć, ale z pięknych oczy Marioli popłynęły łzy smutku. On wciąż milczał. Mariola cichutko powiedziała:
-Przepraszam, inaczej nie mogłam. Życzę Ci szczęścia.
W oczach wciąż miała łzy, ale dodała:
-Żegnaj kochany.
I tak się rozstali.
ONA W SMUTKU, ON W NIEPEWNOŚCI.
Andrzej był chłopcem ponurym. Mówił to co myślał.
Mariola była dobrą dziewczyną, pomagała wszystkim jak mogła. Była szczęśliwa- kochała życie. Nazywali ją dziewczyną szczęścia, a teraz dziewczyną smutku. Nie umieli ją zrozumieć. Pewnego dnia opowiedziała mi o wszystkim. To było okropne. Wiedziała, że cierpi, ale dzielnie się trzymała. Była osłabiona i wyczerpana. Robiłam wszystko aby jej pomóc. Pewnego dnia wracałyśmy z zabawy. Była wesoła, ale ja wiedziałam, że hamuje ból. Jej rodziców nie było w domu, więc poszłam z nią na górę. Mariola położyła się na tapczanie. Zaczęła mówić słowa bez sensu. Nagle złapała się za bok i zaczęła jęczeć. Szybko zadzwoniłam na pogotowie. Lekarz po przebadaniu stwierdził atak serca i wyczerpanie. Nie mogliśmy jej pomóc. Werdykt lekarza stwierdził, że będzie żyła najwyżej jeden dzień. Siedzieliśmy przy niej. Nie odzyskiwała przytomności i majaczyła przez sen. Gdy po jakimś czasie się ocknęła zapytała o Andrzeja. Długo o nim opowiadała.
-Wiesz Jadziu, tej nocy na pewno odejdę.
-Ależ co ty opowiadasz!-krzyknęłam
-Tak. O godzinie 24:00, w dniu, gdy skończę 18 lat. Kocham go i nigdy o nim nie zapomnę. Wyrządził mi wielką krzywdę-płakała. Pozdrów ode mnie Andrzeja, ale nie mów mu, że odeszłam.
Zrobiło się cicho- wiedziałam, że znów traci przytomność. 
-Przekażcie mu to, a gdy będzie mu źle pomóżcie, proszę was. Dlaczego, dlaczego muszę odejść-dlaczego?
-Pokonała tyle przeszkód, a teraz musi od nas odejść- pomyślałam.
Zaczęła mówić dalej:
-Nie zobaczymy się już nigdy, ale pamiętajcie, że była dziewczyna szczęścia. Gdy skończę 20 lat, powiedz mu, aby przyniósł na mój grób biały goździk. Czuję, że ziemia ciągnie mnie do siebie. Mamo, mamusiu kochana, dlaczego muszę odejść? Czy wyrządziłam komuś krzywdę? Ja nie chcę umierać..
Upadła na poduszkę.
Nie dokończyła. Umarła o godzinie 24:00, w dniu gdy miała skończyć 18 lat.
-Wracasz do domu?-spytałam Andrzeja
Był wesoły i uśmiechnięty.
-Dokąd idziesz, gdzie byłeś do tej pory?
-Byłem u dziewczyny.
-I całowałeś ją?
Był zdziwiony.
-Mariola kazała Cię pozdrowić-powiedziałam drżącym głosem
-Ach, dawno jej nie widziałem, pozdrów ją ode mnie.
-Zrobiłeś to dzień za późno. Mogłeś zrobić to wczoraj, może by  nie cierpiała.
-Powiedz, co jej się stało, czy jest w szpitalu?
-Cieszyłabym się razem z tobą, gdyby tak było.
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że Mariola...
-Tak, Mariola zmarła.
Odszedł w smutku. W oczach miał łzy. Przyszedł na pogrzeb Marioli. Dziewczyna leżała ubrana w biel, a on stał nad nią i płakał wołając:
-Najdroższa.
Matka Marioli mówiła, że już nie ma dziewczyny szczęścia, żeby znalazł sobie inną. W tej chwili wsadził sobie nóż w serce i wokół trumny rozlała się czerwona plama krwi.
Gdy Mariola i Andrzej skończyli po 20 lat zanieśliśmy im na grób biały goździk.




`LEPIEJ JEST UMRZEĆ W MIŁOŚCI KWIECIE I LEŻEĆ W CIEMNEJ MOGILE, NIŻ KOCHAĆ KOGOŚ BEZ WZAJEMNOŚCI, LUB BYĆ KOCHANYM PRZEZ CHWILĘ.

niedziela, 25 marca 2012

Daft punk- technologic ;D



hehe. Fajnee ; D

.

 Pycha jest zwierciadłem, które pomniejsza nasze zalety, a powiększa nasze wady.


Droga do sukcesu wiedzie przez optymizm - walcz więc z pesymistycznymi nastrojami. 


Idź przez życie z podniesionym czołem, a nie z zadartym nosem.

Życie jest krótkie, sztuka długa, doświadczenie zawodne, sąd trudny.

 Życie jest rumakiem, który nie znosi tchórzliwego jeźdźca.


W chwili, w której umiera w nas dziecko, zaczyna się starość. 


W życiu są dwa rodzaje dni: jeden dla ciebie, jeden przeciw tobie. Gdy nastaje dzień dla ciebie, daj się ponieść szczęściu; gdy nastaje dzień przeciw tobie, znieś go cierpliwie


Życie jest jak płomień lampy: gdy zabraknie oliwy - tssss i zgaśnie na zawsze

Najważniejsze w życiu to nauczyć się, które mosty przekraczać, a które palić

Życie bez marzeń pozbawione jest sensu.

niedziela, 11 marca 2012


`Lubię siadać na parapecie i oglądać świat przez różowe okulary.
~
`Samemu idzie się szybciej, ale we dwoje dociera się dalej.
~
`Trzeba tylu lat, by znaleźć przyjaciela... Wystarczy chwila, by go stracić.
~
`Zawsze trzeba być pozytywnej myśli.
~
`Szczęścia nie trzeba szukać- spotyka się je przy okazji.
~
`Upajam się kolejnym łykiem gorącego optymizmu.
~
`Bo czasem trzeba się uśmiechnąć. Tak pomimo wszystko, spróbować na nowo żyć. Przestać żyć w klatce zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń. Dać z siebie wszystko. Dla siebie i tych, którzy tego uśmiechu są warci.
~
` Bo jak chcę to potrafię.
~
`rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle ile oddychasz i kochaj tak długo jak żyjesz.
~
`Życie jest za krótkie, by stać w miejscu i myśleć co by było gdyby..
~
` Bo nieważne co w mym życiu się dzieje, wiem, że człowiek jest lepszym gdy się śmieje. ; D
~
` Optymistka, która spadła z huśtawki marzeń.
~
`życie jest kolorowe, tylko ty jesteś daltonistą.
~
`Don't worry, be happy i do przodu. ;]
~
`Kocham tą myśl, że wszystko będzie dobrze.
~
`Wyjdź z własnego cienia, zrób krok do przodu, spójrz w niebo i idź przed siebie 
~
`Życie jest jak huśtawka. Gdy się bardzo postarasz-będziesz na szczycie. Kiedy przestaniesz się starać- będziesz coraz niżej. Aż w końcu spadniesz z huśtawki i będziesz musiał zacząć od nowa.
~
`Nie idź za mną, bo nie umiem być przewodnikiem. Nie idź przede mną, bo nie nadążę. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.
~
`i życie znów nabiera barw.
~
` zatracona w marzeniach, zapomniała o wszystkim.
~
`Z Tobą chcę dzielić mój świat. 
Patrzeć na Twe oczy każdego dnia. 
Z Tobą szczęście chcę dzielić na pół.
Więc pozwól mi kochać Cię, kochać Cię znów.
~
` muzyka nie jest tylko muzyką. Jest życiem i szczęściem.
~
`czasem są te piękne dni, kiedy masz ochotę na eksplozję szczęścia z dodatkiem radości i bez konserwantu smutku.
~
`Buduję domek z kart z uczuć jakimi mnie darzysz co dnia
~
` I tylko nie wiem, czy starczy mi sił,
Bo serce mam ze szkła i jak nic w każdej chwili,
Może zmienić się w pył.
~
`Dookoła ludzie chcą mnie oceniać, nie widzą serca, nie widzą duszy, nie widzą tego co w mej głowie huczy.


                                                                                                                                   =D

Mrrr ; *



Kocham Cię - polski


Volim te- chorwacki


mám tě ráda- czeski


jeg elsker dig- duński


Mahal kita- filipiński


Rakastan sinua- fiński


Je tiaime- francuski


eu te amo- galicyjski


σ 'αγαπώ - grecki


Te amo - hiszpański


Ik hou van je - holenderski


Aku mencintaimu - indonezyjski


Is breá liom tú - irlandzki


ég elska þig - islandzki


t'estimo - kataloński


I love you - angielski


я люблю тебя- rosyjski


Ich liebe dich - niemiecki


jag elsker deg - norweski


ego amare - łacina

hiooooo ;D



Mrrrr ;* Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*Mrrrr ;*

sobota, 10 marca 2012

Dziś dziesiąty marca 2o12 :)





`Światem żądzą młodzi, ale dopiero gdy się postarzeją.


`Szczerość to najpiękniejsza forma głupoty.


`Czasem trzeba długo iść, aby dojść do siebie.


`Wielkie czyny powstają z wielkich marzeń


`Kobiety bez mężczyzn więdną, a mężczyźni bez kobiet głupieją.


`To co jest piękne, jest dobre, a co jest dobre, będzie z pewnością piękne.


`Są godziny liczone podwójnie i lata, które nic nie znaczą...


`Dom ma być na tyle czysty, żebyś był zdrowy, i na tyle brudny, żebyś był szczęśliwy.


`Zabawne jak mało ważna jest Twoja praca, gdy prosisz o podwyżkę, a jak niesamowicie niezbędna dla ludzkości, gdy prosisz o urlop...


`Kiedy człowiek umiera, nie pozostaje po nim na tej ziemi nic oprócz dobra, które uczynił innym.


`Najbardziej boli to, w co się uwierzyło, a co stało się kłamstwem...


`Spodziewaj się zawsze najgorszego to się nigdy nie rozczarujesz


`Również głupiec miewa czasami rozsądną myśl, tylko tego nie zauważa.


`Czasem od czegoś małego mogą się zacząć największe zmiany.


`Pycha jest zwierciadłem, które pomniejsza nasze zalety, a powiększa nasze wady.


`Droga do sukcesu wiedzie przez optymizm - walcz więc z pesymistycznymi nastrojami.


`Nie wierzcie zegarom - czas wymyślił je dla zabawy.


`Czasami milczenie jest najgłośniejszym wołaniem o pomoc...