piątek, 31 sierpnia 2012
czwartek, 16 sierpnia 2012
Cześć Wam. / Hello everyone.
Proszę , polub te zdjęcie :))
Hi. Plz, like thih is photo.:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=345858952162562&set=a.345858908829233.78971.341389419276182&type=1&theater
Hi. Plz, like thih is photo.:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=345858952162562&set=a.345858908829233.78971.341389419276182&type=1&theater
niedziela, 24 czerwca 2012
Opowieść " Gorzki smak miłości i łez"
Rozdział I
Pani Grodzka niosąc węgiel po schodach z sutereny słyszała jak ktoś ze znajomych oddał jej ukłon. Widać było, że była zmęczona, ponieważ była to osoba licząca około 70-ciu lat, a wiadro, które niosła było ciężkie więc zginała się prawie pod kątem prostym, a jej długa ściągnięta do kostek spódnica zamiatała stopnie schodów. Wzrok jej padał na stopnie schodów, na których w tej chwili stawiała nogi. Dlatego też nie wiedziała co dzieje się pod drzwiami mieszkania. W tej chwili, gdy stanęła pod drzwiami, zauważyła jak spod jej mieszkania dwie panie ruszyły szybkim krokiem. Staruszka nie zastanawiała się co mogło to oznaczać. Nacisnęła klamkę i znalazła się w mieszkaniu, gdzie był jej syn z żoną.
- Bo Ty zawsze jej tak pozwalasz. - odpowiedział piskliwy głos żony.
- Od dziś jej wychowaniem zajmiesz się Ty.- odpowiedział syn.
Babcia domyśliła się, że chodzi o Ninę. Nie chcąc przeszkadzać w rozmowie weszła do swojego pokoju. Zapaliła światło i mimo woli spojrzała na zegarek. Była 23:00. Istotnie było późno. Babcia podeszła do okna, spojrzała na gwiazdy, a ponieważ był to maj-najpiękniejszy miesiąc w roku- otworzyła szeroko okno. Oparła zmarszczoną twarz o wychudłe ręcei spojrzała w dół. Budynek, w którym mieszkali Grodzcy znajdował się w najpiękniejszej części Milowa. Z jednej strony okna wychodziły na ulicę Królewską, z drugiej zaś na ogród, gdzie stały stare, piękne kasztany. Babcia pod wpływem tak pięknego widoku zapomniała gdzie się znajduje. Dookoła było ciemno i cicho, tylko od czasu do czasu zza miasta dolatywał rechot żab. Nagle babcia usłyszała cichy szept. Utkwiła w tym kierunku wzrok. Oczy jej ujrzały smukłą sylwetkę, okrytą swetrem i jasną spódniczką. Obok osoby tej wykonywała gest jakaś inna osoba, ubrana chyba na kolor brązowy. Widać było ciemne włosy. Babcia poznała Ninę. Początkowo ogarnął ją gniew, ale powoli ustąpił ze względu na miłość do wnuczki.
-Mariusz- takie było imię chłopca, który bawił się długimi włosami Niny.
Ręce jego pieściły jej szyję, a usta co chwila łączyły się długimi pocałunkami.
-Nie odchodź, nie zostawiaj mnie samego, zostań ze mną Nineczko, nie zabieraj mi swoich ust-szeptał.
Ona milczała wodząc ustami po jego ustach. Babci w oczach kręciły się łzy. Smuciła się, a zarazem była zadowolona. Śledziła stojącą parę. Nawet nie zauważyła jak do jej pokoju wszedł syn. Podszedł cichutko do okna i utkwił wzrok w córce z chłopakiem. Targnęła nim złość. Już miał sypnąć masę ostrych słów, ale wstrzymał się w porę, bo zaraz usłyszał:
-Nineczko do jutra. Jutro niedziela, pójdziemy nad rzekę. Jeśli będzie ładna pogoda-opalimy się.
Chciała iść do domu, ale wiedziała, że będzie to co kiedyś, ale jednak odejść nie mogła. Odchodząc podała mu rękę.
-Kocham Cię jak żadną dziewczynę. Jesteś celem mego życia.
-Idź już Mariusz. Jutro znów się spotkamy. Cały dzień będziemy razem. Do jutra.
Ich usta znów się złączyły. Nie zwracali uwagi, że ktoś może ich obserwować. Nina szybko wpadła do mieszkania, W łazience poprawiła włosy. W pokoju przy oknie śledzili oddalającego się Mariusza. Ojciec nie wiedział jak postąpić. Nina weszła do kuchni i ujrzała matkę myjącą podłogi. Matka krótko rzuciła do stojącej w drzwiach Niny:
- Gdzie byłaś do 24:00?
-Mamo, byłam u koleżanki po książkę i zatrzymałam się na Tv.
-Idź spać.-padło krótkie i suche zdanie z ust matki.
Nina udała się do pokoju, sądząc, że ojciec nie wie o której wróciła. Chciała jeszcze porozmawiać z babcią, ale obawiała się obudzić ojca i poszła do pokoju. Nie mogła zasnąć. Przypomniała sobie każdy jego ruch, każde jego słowo. Czekała jutra. Już o 9:00 rano ma wyjść na cały dzień.
-Powiem, że mam zajęcia z PW-pomyślała.
Za godzinę do pokoju weszła matka. Patrzyła na kochaną córkę, która z uśmiechem na twarzy przysłoniwszy rzęsami duże oczy leżała na białej poduszce. Różowa nocna koszula miała pod szyją ładne wcięcia. Nina wyglądała czarująco. Na smutnej twarzy matki pojawił się uśmiech. Widocznie była zadowolona, że urodziła tak czarujące dziecko. Zapomniała nawet, że Nina nietaktownie postąpiła zatrzymując się zbyt długo u koleżanki. Pani Grodzka poszła do sypialni. Pan Grodzki nie zamienił z nią ani słowa.
Nazajutrz, gdy cały dom był pogrążony we śnie, Grodzki włożył na siebie codzienne ubranie i szybko wyszedł z domu. Dzień zapowiadał się pięknie. Słońce zbudziło się dopiero ze snu, wzniosło i rzucało na ziemię cudowne promienie. Grodzki zamyślił się przechodząc pod kasztanem, który miał tyle lat co on. Na wysokości ramienia był napis wycięty scyzorykiem" TYŚ MOJA". Tak, ten napis zrobił ten, który chce wydrzeć mi córkę. Szedł szybko mijając ulice. Nagle zniknął na jednym z podwórek. Zatrzymał się przy drzwiach. W tym czasie zwrócił uwagę na młodzieńców, którzy w zaułku podwórza coś robili w wielkim pośpiechu. Wreszcie do słuchu Grockiego doszły słuchy:
-Zbyszek, ja pojadę na Twoim rowerze, a Nina na moim. Mój jest lepszy.
Fala krwi uderzyła Grodzkiemu do głowy i z niepokojem słuchał dalej.
-Bo widzisz- mówił szczupły, przystojny mężczyzna. Wybraliśmy się nad rzekę, ale lepiej będzie nad jezioro. Tam jest spokojniej i przyjemniej.- powiedział Mariusz
Grodzki powtórnie nacisnął dzwonek. Drzwi uchyliły się i ukazał się lekko łysawy mężczyzna
-Dzień dobry-rzekł Grodzki
-Dzień dobry- rzekł drugi- Co tak rano?
-Chcę pożyczyć od Ciebie motoru, bo mój się zepsuł.
-Na długo?
-Nie, do 11:00
-Dobrze.
Oleśniczak wyszedł z Grodzkim i poszedł w stronę komórki. Grodzki spojrzał na młodzieńca ubranego w popielaty sweter i takie same jeansy. Gdyby mógł, uderzyłby go. Ten w tej chwili mówi:
- Wiesz Zbyszek, jak ja ją kocham, jak żadną inną, ale ona strasznie się boi ojca, a dzisiaj nie wie jak wyrwać się z domu.
Grodzki wziął motor i w kilka minut był w domu.
Babcia domyśliła się, że chodzi o Ninę. Nie chcąc przeszkadzać w rozmowie weszła do swojego pokoju. Zapaliła światło i mimo woli spojrzała na zegarek. Była 23:00. Istotnie było późno. Babcia podeszła do okna, spojrzała na gwiazdy, a ponieważ był to maj-najpiękniejszy miesiąc w roku- otworzyła szeroko okno. Oparła zmarszczoną twarz o wychudłe ręcei spojrzała w dół. Budynek, w którym mieszkali Grodzcy znajdował się w najpiękniejszej części Milowa. Z jednej strony okna wychodziły na ulicę Królewską, z drugiej zaś na ogród, gdzie stały stare, piękne kasztany. Babcia pod wpływem tak pięknego widoku zapomniała gdzie się znajduje. Dookoła było ciemno i cicho, tylko od czasu do czasu zza miasta dolatywał rechot żab. Nagle babcia usłyszała cichy szept. Utkwiła w tym kierunku wzrok. Oczy jej ujrzały smukłą sylwetkę, okrytą swetrem i jasną spódniczką. Obok osoby tej wykonywała gest jakaś inna osoba, ubrana chyba na kolor brązowy. Widać było ciemne włosy. Babcia poznała Ninę. Początkowo ogarnął ją gniew, ale powoli ustąpił ze względu na miłość do wnuczki.
-Mariusz- takie było imię chłopca, który bawił się długimi włosami Niny.
Ręce jego pieściły jej szyję, a usta co chwila łączyły się długimi pocałunkami.
-Nie odchodź, nie zostawiaj mnie samego, zostań ze mną Nineczko, nie zabieraj mi swoich ust-szeptał.
Ona milczała wodząc ustami po jego ustach. Babci w oczach kręciły się łzy. Smuciła się, a zarazem była zadowolona. Śledziła stojącą parę. Nawet nie zauważyła jak do jej pokoju wszedł syn. Podszedł cichutko do okna i utkwił wzrok w córce z chłopakiem. Targnęła nim złość. Już miał sypnąć masę ostrych słów, ale wstrzymał się w porę, bo zaraz usłyszał:
-Nineczko do jutra. Jutro niedziela, pójdziemy nad rzekę. Jeśli będzie ładna pogoda-opalimy się.
Chciała iść do domu, ale wiedziała, że będzie to co kiedyś, ale jednak odejść nie mogła. Odchodząc podała mu rękę.
-Kocham Cię jak żadną dziewczynę. Jesteś celem mego życia.
-Idź już Mariusz. Jutro znów się spotkamy. Cały dzień będziemy razem. Do jutra.
Ich usta znów się złączyły. Nie zwracali uwagi, że ktoś może ich obserwować. Nina szybko wpadła do mieszkania, W łazience poprawiła włosy. W pokoju przy oknie śledzili oddalającego się Mariusza. Ojciec nie wiedział jak postąpić. Nina weszła do kuchni i ujrzała matkę myjącą podłogi. Matka krótko rzuciła do stojącej w drzwiach Niny:
- Gdzie byłaś do 24:00?
-Mamo, byłam u koleżanki po książkę i zatrzymałam się na Tv.
-Idź spać.-padło krótkie i suche zdanie z ust matki.
Nina udała się do pokoju, sądząc, że ojciec nie wie o której wróciła. Chciała jeszcze porozmawiać z babcią, ale obawiała się obudzić ojca i poszła do pokoju. Nie mogła zasnąć. Przypomniała sobie każdy jego ruch, każde jego słowo. Czekała jutra. Już o 9:00 rano ma wyjść na cały dzień.
-Powiem, że mam zajęcia z PW-pomyślała.
Za godzinę do pokoju weszła matka. Patrzyła na kochaną córkę, która z uśmiechem na twarzy przysłoniwszy rzęsami duże oczy leżała na białej poduszce. Różowa nocna koszula miała pod szyją ładne wcięcia. Nina wyglądała czarująco. Na smutnej twarzy matki pojawił się uśmiech. Widocznie była zadowolona, że urodziła tak czarujące dziecko. Zapomniała nawet, że Nina nietaktownie postąpiła zatrzymując się zbyt długo u koleżanki. Pani Grodzka poszła do sypialni. Pan Grodzki nie zamienił z nią ani słowa.
Nazajutrz, gdy cały dom był pogrążony we śnie, Grodzki włożył na siebie codzienne ubranie i szybko wyszedł z domu. Dzień zapowiadał się pięknie. Słońce zbudziło się dopiero ze snu, wzniosło i rzucało na ziemię cudowne promienie. Grodzki zamyślił się przechodząc pod kasztanem, który miał tyle lat co on. Na wysokości ramienia był napis wycięty scyzorykiem" TYŚ MOJA". Tak, ten napis zrobił ten, który chce wydrzeć mi córkę. Szedł szybko mijając ulice. Nagle zniknął na jednym z podwórek. Zatrzymał się przy drzwiach. W tym czasie zwrócił uwagę na młodzieńców, którzy w zaułku podwórza coś robili w wielkim pośpiechu. Wreszcie do słuchu Grockiego doszły słuchy:
-Zbyszek, ja pojadę na Twoim rowerze, a Nina na moim. Mój jest lepszy.
Fala krwi uderzyła Grodzkiemu do głowy i z niepokojem słuchał dalej.
-Bo widzisz- mówił szczupły, przystojny mężczyzna. Wybraliśmy się nad rzekę, ale lepiej będzie nad jezioro. Tam jest spokojniej i przyjemniej.- powiedział Mariusz
Grodzki powtórnie nacisnął dzwonek. Drzwi uchyliły się i ukazał się lekko łysawy mężczyzna
-Dzień dobry-rzekł Grodzki
-Dzień dobry- rzekł drugi- Co tak rano?
-Chcę pożyczyć od Ciebie motoru, bo mój się zepsuł.
-Na długo?
-Nie, do 11:00
-Dobrze.
Oleśniczak wyszedł z Grodzkim i poszedł w stronę komórki. Grodzki spojrzał na młodzieńca ubranego w popielaty sweter i takie same jeansy. Gdyby mógł, uderzyłby go. Ten w tej chwili mówi:
- Wiesz Zbyszek, jak ja ją kocham, jak żadną inną, ale ona strasznie się boi ojca, a dzisiaj nie wie jak wyrwać się z domu.
Grodzki wziął motor i w kilka minut był w domu.
Nina zbudziła się i spojrzała w okno na niebo, które swym błękitem wypełniało cały świat.
-Pogoda wspaniała. Trzeba działać-wyszeptała
Narzuciła na ramiona chustę i weszła do kuchni gdzie krzątała się matka.
-Babciu, babuniu wyprasuj mi spodnie.
-Nino, przecież dzisiaj jest niedziela- powiedziała mama.
-To nic mamo, mamy dodatkowe zajęcia z PW.
Babcia spojrzała przejmującym wzrokiem na Ninę, która lekko zarumieniona wyszła z kuchni.
Kilka minut później spodnie leżały przed Niną.
"Moja wnuczka kłamie" - pomyślała babcia, a tak ją kocha, że nic na to nie powiedziała.
Do domu wszedł ojciec.
-A gdzie to panienka idzie?- zapytał surowym głosem
-Idzie do szkoły, ma tam jakieś zajęcia z PW. Muszę jej przygotować obiad, bo będzie tam do samego wieczora.
-Teraz po maturze dodatkowe zajęcia?
Nina wybiegła by ukryć zarumienioną twarz.
-Dziś niedziela, gdzie pójdziemy?- Spytała Grodzka
-Obiecałem Oleśniczakowi, że pojadę z nim na działkę.-odparł mąż Grodzkiej
W tym czasie Nina robiła ostatnie przygotowania. Ubrała się w spodnie, lekkie płócienne buciki, najmodniejsze w tym czasie, na głowie miała niebieską chusteczkę i sweter.
-Nineczko, wróć w razie możliwości jak najwcześniej-powiedziała matka
Wzięła w rękę torbę i zbiegła po schodach. Tym czasem w domu toczyła się rozmowa:
-Po co z tym Oleśniczakiem jedziesz?
-Przesadzić agrest.
-Agrest? Przecież to ostatnie dni maja. Kto w tym czasie przesadza agrest. .
-Nie wiem, może się uda. Nie chcesz sama zostać w domu, to mogłaś zatrzymać Ninę.
-Przecież ona musiała pójść do szkoły.
-A kto wie czy nie kłamała?
Złożył pocałunek na policzku żony i wyszedł.
Pani Grodzka po skończonym śniadaniu ubrała się i widocznie gdzieś wychodziła.
-Mamo, wrócę za godzinę. Idę do Basi Sakowskiej.
Była to przyjaciółka ze szkolnych lat. Grodzka czuła się osamotniona. Nagle zatrzymała ją Olejniczak.
-A gdzie to pani mąż pojechał? Pożyczał dziś od męża motor.
Pani Grodzka nic z tego nie wiedziała.
"-Co to miało znaczyć? Gdzie pojechał mój mąż? Dlaczego skłamał?"
Przypomniała sobie, jak przed laty ślubowali sobie miłość przed ołtarzem. Teraz po tylu latach zaczął ją okłamywać. Ona urodziła mu ukochane dziecko. W tej chwili przypomniała sobie jakim chłodem, mąż pożegnał Ninę, którą tak kochał. Tak rozmyślając doszła do domu Sakowskiej.
-Nie martw się, przecież masz męża ideała, a z Niną też nie masz kłopotów. Mój mąż nie żyje. Zbyszek jest to chłopiec pozbawiony ojcowskiej ręki, za dużo sobie pozwala. On sam decyduje za siebie.
W tym momencie weszła Iwona.
-Mamo, chciałabym pojechać z koleżankami za miasto. Zbyszek pożyczył rower Mariuszowi.
-On na pewno niedługo wróci-powiedziała matka
-A gdzie tam wróci. . Pojechał nad jezioro z taką ładną dziewczyną w niebieskim swetrze.
-Iwona nie przeszkadzaj mi kiedy mam gościa.
Iwona wyszła.
-Widzisz jak to jest teraz z młodzieżą. Ja Iwonie nie pozwalam, Ja Iwonie nie pozwalam, gdyby będzie miała swoje lata, pozwolę na przyprowadzenie sympatii do domu. Ten Mariusz wraca o północy, gdzieś teraz wyjechał. A jak tam twoja Nina? Mnie daje dużo do myślenia ta dziewczyna, która pojechała z Mariuszem. Ona z pewnością ukrywa się z tym przed rodzicami.
-Moim zdaniem to jej wina- mówiła Barbara
Grodzka idąc do domu zmieniła trasę. Szła mijając szkołę, w której panowała grobowa cisza.
-Pogoda wspaniała. Trzeba działać-wyszeptała
Narzuciła na ramiona chustę i weszła do kuchni gdzie krzątała się matka.
-Babciu, babuniu wyprasuj mi spodnie.
-Nino, przecież dzisiaj jest niedziela- powiedziała mama.
-To nic mamo, mamy dodatkowe zajęcia z PW.
Babcia spojrzała przejmującym wzrokiem na Ninę, która lekko zarumieniona wyszła z kuchni.
Kilka minut później spodnie leżały przed Niną.
"Moja wnuczka kłamie" - pomyślała babcia, a tak ją kocha, że nic na to nie powiedziała.
Do domu wszedł ojciec.
-A gdzie to panienka idzie?- zapytał surowym głosem
-Idzie do szkoły, ma tam jakieś zajęcia z PW. Muszę jej przygotować obiad, bo będzie tam do samego wieczora.
-Teraz po maturze dodatkowe zajęcia?
Nina wybiegła by ukryć zarumienioną twarz.
-Dziś niedziela, gdzie pójdziemy?- Spytała Grodzka
-Obiecałem Oleśniczakowi, że pojadę z nim na działkę.-odparł mąż Grodzkiej
W tym czasie Nina robiła ostatnie przygotowania. Ubrała się w spodnie, lekkie płócienne buciki, najmodniejsze w tym czasie, na głowie miała niebieską chusteczkę i sweter.
-Nineczko, wróć w razie możliwości jak najwcześniej-powiedziała matka
Wzięła w rękę torbę i zbiegła po schodach. Tym czasem w domu toczyła się rozmowa:
-Po co z tym Oleśniczakiem jedziesz?
-Przesadzić agrest.
-Agrest? Przecież to ostatnie dni maja. Kto w tym czasie przesadza agrest. .
-Nie wiem, może się uda. Nie chcesz sama zostać w domu, to mogłaś zatrzymać Ninę.
-Przecież ona musiała pójść do szkoły.
-A kto wie czy nie kłamała?
Złożył pocałunek na policzku żony i wyszedł.
Pani Grodzka po skończonym śniadaniu ubrała się i widocznie gdzieś wychodziła.
-Mamo, wrócę za godzinę. Idę do Basi Sakowskiej.
Była to przyjaciółka ze szkolnych lat. Grodzka czuła się osamotniona. Nagle zatrzymała ją Olejniczak.
-A gdzie to pani mąż pojechał? Pożyczał dziś od męża motor.
Pani Grodzka nic z tego nie wiedziała.
"-Co to miało znaczyć? Gdzie pojechał mój mąż? Dlaczego skłamał?"
Przypomniała sobie, jak przed laty ślubowali sobie miłość przed ołtarzem. Teraz po tylu latach zaczął ją okłamywać. Ona urodziła mu ukochane dziecko. W tej chwili przypomniała sobie jakim chłodem, mąż pożegnał Ninę, którą tak kochał. Tak rozmyślając doszła do domu Sakowskiej.
-Nie martw się, przecież masz męża ideała, a z Niną też nie masz kłopotów. Mój mąż nie żyje. Zbyszek jest to chłopiec pozbawiony ojcowskiej ręki, za dużo sobie pozwala. On sam decyduje za siebie.
W tym momencie weszła Iwona.
-Mamo, chciałabym pojechać z koleżankami za miasto. Zbyszek pożyczył rower Mariuszowi.
-On na pewno niedługo wróci-powiedziała matka
-A gdzie tam wróci. . Pojechał nad jezioro z taką ładną dziewczyną w niebieskim swetrze.
-Iwona nie przeszkadzaj mi kiedy mam gościa.
Iwona wyszła.
-Widzisz jak to jest teraz z młodzieżą. Ja Iwonie nie pozwalam, Ja Iwonie nie pozwalam, gdyby będzie miała swoje lata, pozwolę na przyprowadzenie sympatii do domu. Ten Mariusz wraca o północy, gdzieś teraz wyjechał. A jak tam twoja Nina? Mnie daje dużo do myślenia ta dziewczyna, która pojechała z Mariuszem. Ona z pewnością ukrywa się z tym przed rodzicami.
-Moim zdaniem to jej wina- mówiła Barbara
Grodzka idąc do domu zmieniła trasę. Szła mijając szkołę, w której panowała grobowa cisza.
Rozdział II
W ogrodzie, gdzie nikt nie chodził Mariusz czekał na Ninę. Wpatrzony w ścieżkę, która prowadziła w kierunku jej domu. Zaczął się denerwować, aż jego oczy ujrzały Ninę. Z każdym ułamkiem sekundy widział ją dokładniej, lepiej. Już widział na jej twarzy cień włosów. Ubrana była w sweter, który idealnie pasował do jej twarzy. Wreszcie stanęła przed nim. Uścisnął jej dłoń. Szybko bez namysłu przeskoczył parkan, a ona wsparła się o jego ramię. Nigdzie nie było widać ludzi. Nie mieli żadnych wątpliwości, żeby ktoś ich widział. Tylko w jednym miejscu widzieli ślady motoru, jednakże niczego się nie domyślili.
Mariusz wyciągnął koc i rozłożył go na trawie. Nina zmęczona szaleńczą jazdą, usiadła i patrzyła przed siebie. Coś ją niepokoiło. Mariusz chwycił ją w objęcia.
-Mariusz-rzekła Nina
-Co skarbie?
Całował jej włosy, okrywające policzki.
Był prawie nieprzytomny. Ręce jego oplatały dookoła jej sylwetki, aż niechcący pchnięty wiatrem pochylił się na koc. Głowa jego przybliżyła się lekko. Ramiona jej uległy mu, a jej odpięty sweter uchylił się i Mariusz ujrzał jej piersi. Ona nie chciała tak pozostać, lecz nie sposób było wyrwać się z jego objęć. Głowa jego spoczywała na jej piersiach. Mariusz patrzył na jej piękną twarz. Oczy Niny były lekko przymknięte. Zapomniała o świecie.
-Jesteś moja na zawsze- szeptał Mariusz
Nie chciał jej skrzywdzić, nigdy o tym nie myślał, ale teraz musiał nad sobą panować. Ciało Niny chodziło jak fala. Ona sama była nieprzytomna. Nagle oboje się poderwali. Usłyszeli wark motoru. Nina spojrzała w tamtym kierunku i aż krzyknęła z wrażenia. Poznała, że na motorze jedzie jej ojciec.
-Nino, to przecież niemożliwe- wyszeptał Mariusz-To nie twój ojciec. Zresztą nie ma prawa nas tu widzieć.
Uspokoił ją, ale sam nie był pewien. Poszedł do najbliższego krzaka i aż mu włosy stanęły na głowie. Widział ślady butów. Nie było wątpliwości, że to na pewno ojciec Niny.
-Co będzie z Niną?- myślał- Ja jestem wszystkiemu winien.
Wrócił do niej nic nie mówiąc. Nie wiedział co jej powiedzieć. Oczy, które jeszcze chwilę temu były nieprzytomne, teraz patrzyły na nią z lękiem.
Tysiące myśli chodziło po jej głowie.
-Boże-szepnął Mariusz
-Mariusz, ja już nie chcę żyć-szeptała Nina
Mariusz wyjął papierosy. Nina również wyciągnęła rękę. Patrzył z boku jak jej usta wchłaniały dym. Na widok jej drżących ust zapomniał o wszystkim. Uśmiechnął się i pocałował.
Rozdział III
Grodzki odprowadził motor i wrócił do domu. W domu jak nigdy nie było żony. Nie krzątała się przy obiedzie. Z lekkim zdziwieniem wszedł do pokoju. Przed oknem siedziała żona. Oczy jej mokre były od łez.
-Zosiu Ty płaczesz?
Podniosła na niego swój spokojny wzrok. Patrzył na żonę. Jej rozrzucone włosy jeszcze bardziej podkreślały urodę. Przed sobą miał postać swojej żony a w oddali widział Ninę. Przypomniał sobie jak przed 20 laty żona jego była taka sama jak Nina. Jak on ją wtedy kochał. Ludzie im też przeszkadzali. Czemu więc ma się dziwić Ninie? Jednakże ten chłopak nie był jej wart. . Przez niego córka kłamała.
-Czego płaczesz? Czy ktoś Cię skrzywdził?
Cisza.
-Czy możesz powiedzieć, gdzie byłaś dzisiaj? Czy to tajemnica, o której nie będę wiedział?
Cisza.
-Czy możesz powiedzieć, gdzie byłaś dzisiaj? Czy to tajemnica, o której nie będę wiedział?
-Odpowiem na pewno, tylko nie w tej chwili.
-Czy dlatego płakałaś, bo nie wiedziałaś gdzie pojechałem ? Już nigdy nie zostawię Cię samej. Czy pamiętasz, Zosiu jak poznałem Cię 20 lat temu ? Akurat był maj. Pamiętasz, miałem wtedy niebieską bluzkę. Byliśmy za miastem, kochaliśmy się. Miałaś wtedy 18 lat, jak Nina teraz. Teraz też jest maj, Nina się kocha, ale Ty o Tym nie wiesz.
-Wiem, że Nina pojechała z Mariuszem za miasto.
-Ja wiedziałem już wczoraj, jak się umawiali. Właśnie dlatego zostawiłem Cię samą, nie chciałem Ci nic mówić.
-Więc będziemy przed nią milczeć?
-Nie Zosiu. Trzeba ją ukarać.
-Nie Zosiu. Trzeba ją ukarać.
W przedpokoju słyszeli kroki Niny. Rodzice nie wiedzieli jak się zachować. Ojciec poszedł do kuchni. Nie chciał otworzyć drzwi, a jednak musiał. Nina siedziała przy stole, z twarzą ukrytą w dłoniach. Serce biło jej mocno. Grodzki usiadł obok niej.
-Nino- powiedział ojciec
-Słucham
Nie wiedział co dalej mówić.
-Kim jest ta trwoja sympatia?
Na myśl o Mariuszu uśmiechnęła się z lekka. Widziała przed oczami jego twarz, i właśnie to dodało jej otuchy i odwagi.
-Czy nie odpowiesz ojcu na to pytanie? Chyba powinienem wiedzieć z kim spotyka się moja córka. Nie potrzebnie nas okłamujesz. Gdy matka myła podłogę Ty rozmawiałaś z tym chłopcem. Zapomniałem jak ma na imię.
-Mariusz-szepnęła Nina
W tej chwili drzwi uchyliły się. Stanął w nich Mariusz. Bez słowa patrzył na nich.
-Słucham, co pan chce powiedzieć?- rzekł Grodzki
Nina nie chciała słuchać tej rozmowy, odeszła od stołu.
-Nino, zostań-powiedział ojciec.
-Niech pan pozwoli jej wyjść.-poprosił nieśmiało Mariusz- To ja jestem wszystkiemu winien. Proszę nie karać Niny. Błagam pana, niech pan mnie zrozumie.
W tej chwili weszła grodzka i powiedziała:
-To nie sztuka zawinić, a później przepraszać.
-To nie sztuka zawinić, a później przepraszać.
-Więc czego ode mnie chcecie, jeśli nie przeprosin?
-A więc niech pan posłucha rozwiązania tej sprawy. Nina w tym roku skończyła maturę.
-A więc niech pan posłucha rozwiązania tej sprawy. Nina w tym roku skończyła maturę.
środa, 13 czerwca 2012
;]
hEj ;*I jak, ocenki już wystawione .?
U mnie już wiadoma sprawa z kilku przedmiotów. Tylko chemia do poprawy. 4 z chemii--> będzie z czerwonym paskiem. 3 z chemii--> z paskiem ale gdzieś indziej ;D
Więc. . wg obliczeń średnia niezła, na nagrodę się załapię, ale na pasek ciężko. W piątek dopiero poprawka z chemii. Aż się boję. Łaaa :<
We wtorek wycieczka do Warszawy ;**
Już się nie mogę doczekać, ejj : D Ciekawe na jaki film ;PP No to w środę pewnie jakieś zdjęcia dodam albo coś xd
Zaraz dokończę post z cytatami reggae, bo jeszcze nie spełniłam obietnicy,a na e-maila przychodzą wiadomości ^ ^
Później też może dodam jakąś historyjkę?
Delikatne, niby przypadkowe spojrzenie skierowane w moją osobę.Czułam je w całym swoim ciele od stóp do głowy.Przeniknął mnie całą.Jednak bałam się podnieść głowe i spojrzeć w te niebieskie tęczówki,po których zwariowałabym do reszty.Jednak napotykając spojrzenie mej przyjaciółki odwrócił sie speszony i odszedł.Po chwili znów pojawił się obok.Był tuż obok.Tuż na wyciągnięcie ręki.Jednak nie miałam i nie mam prawa go już nawet dotknąć.Samo Jego spojrzenie jest dla mnie czystą rozkoszą..Jest moim grzechem.Jest moją miłością.
wtorek, 12 czerwca 2012
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Kolejna opowieść. "Jolka i Jacek"
"Jesteś moim ideałem. Ty co się nie znamy. Widzę Cię w dzień i w nocy. Może Cię kiedyś poznam. Lecz ta myśl o Tobie nigdy nie zginie. "
- Dlaczego się nie bawisz Jolu?
-Och, Jacek przepraszam Cię, po prostu się zamyśliłam.
-O czym myślałaś.?
Nie wiedziała co powiedzieć.
-O szkole.
-Nie przesadzaj. Z takim wyrazem twarzy mogłaś myśleć tylko o. . . no jak tam się wyrazić, no o miłości.
-Tak, zgadłeś.
-No jeśli tak myślisz, to myśl. Ja idę się bawić.
Do tańca poprosiło mnie 3 chłopców jednocześnie. Nie chciałam żadnego skrzywdzić, więc poprosiłam patrzącego się na mnie niebieskimi oczyma Jacka, a tamtych przeprosiłam. W tańcu był tak lekki jak powietrze. Wzniósł mnie lekko jak lalkę i spoglądał namiętnie w moje oczy. Cieszyłam się, że właśnie z nim tańczę. Można było zauważyć, że dziewczyny zazdrościły mi go. Wcale się im nie dziwiłam. Jacek był ładnym, przystojnym brunetem o dobrych manierach. Miał duże powodzenie u dziewcząt i teraz tańcząc z nim wiedziałam, że nikt inny, tylko on jest moim ideałem. Pomyślcie, że szukałam go wszędzie, a on był tak blisko mnie. Starał się o moje względy. Mówiąc szczerze to miałam powodzenie i byłam w guście wielu chłopaków. Bo jak może się nie podobać blondynka o czarnych oczach, smukłej sylwetce oraz zawsze uśmiechniętą twarzą. :)
-Słuchajcie, Jacek chce wyznać miłość Jolce-usłyszeli oboje.
-Stanęli oboje na środku sali nie wiedząc co powiedzieć. Czułam upokorzenie i nienawiść do Anki, która zazdrosna o Jacka chciała mnie ośmieszyć. Ale Jacek był honorowy.
-Aniu, chcesz abym Tobie wyznał miłość, która nie jest dziewczyną, a zwykłą świnią, która wtyka nos w nie swoje sprawy?
Anka onieśmielała z wrażenia.
Jacek odkręcił się i powiedział:
- Nikomu innemu tylko Tobie wyznam miłość, bo rzeczywiście kocham tylko Ciebie, Jolu. Chyba się nie pogniewasz, jeśli powiem Ci wiersz,?
Pocałował ją, przytulił i zaczął recytować:
Dlaczego tak się stało,Po tym smutnym wierszu spojrzał na mnie i znów pocałował. Chciałam go uderzyć i powiedzieć, że jest zbyt zuchwały, ale on wyczuł sytuację i przeprosił mnie.
że los tak zrządził, że Ciebie pokochałem.
Przedtem byłem szczęśliwy
Bo nie kochałem Ciebie.
Dziś myślę o Tobie o każdej chwili
Ciągle bezustannie powtarzam Twe imię.
Ty wiesz o czym myślę i czego pragnę,
chcę, żeby odeszły odeszły te okrutne chwile
Ty mi obiecałaś miłość, a zraniłaś serce.
Dziś wiem, dlaczego, dziś wszystko rozumiem.
Ty nauczyłaś mnie kochać..A sama nie umiesz.
-Musiałem Cię pocałować, bo byłem spragniony Twoich ust. No śmiej się ze mnie, że powiedziałem prawdę.
Nikt nic nie mówił, a ja chciałam krzyczeć ze szczęścia. Widziałam jak Jacek wychodzi smutny i poniżony.
-Zaczekaj.-powiedziałam
Odwrócił się, jakby się tego spodziewał. Usta mu drżały.
-Co chciałaś? Teraz już wszystko wiesz. Nie śmiej się, powiedziałem prawdę.
Nie wytrzymałam i na cały głos krzyknęłam:
-Ależ Jacek, przecież ja też Cię kocham. !
Twarz mu pojaśniała i swymi niebieskimi oczyma spojrzał na mnie wesoło.
Nauka idzie mi kiepsko. Zwłaszcza chemia. Był to przedmiot którego nie mogłam pojąć. Jacek starał się i pomagał mi, ale to wszystko wystarczało do nadrobienia materiału. Zbliżały się święta, a wraz z nimi koniec I-go semestru.
Któregoś dnia przyszedł do mnie Jacek i nakazał mi, bym wszystko powiedziała matce i żeby nastąpiło to jak najszybciej. Zgodziłam się. Gdy rodzice wrócili z pracy wyznałam im całą prawdę. Matka wpadła w furię. Krzyczała, że oglądam się za chłopakami, a naukę mam w nosie.Ojciec podszedł do mnie, złapał za włosy i zaczął silnie bić po twarzy. Upadłam na ziemię. Czułam, że krew spływa mi po policzku. Siły mnie opuściły, a nogi miałam jak z waty. Starałam sie im wytłumaczyć, że to nie Jacek jest przyczyną dwój z chemii, ale oni przerywali mi, nie dali dalej mówić. Nie wiadomo kiedy zasnęłam. Kiedy wstałam, ciało miałam całe posiniaczone. Przyrzekłam sobie, że już więcej go nie zobaczę.
Dni bez niego mijały wolno, a nauka szła coraz gorzej. Pewnego dnia wchodząc do szkoły zobaczyła przy bramie Jacka. Zaczął iść w moją stronę. Gdy był blisko mnie wyciągnął rękę żeby się przywitać. Popatrzyłam na niego z pogardą i poszłam dalej. Gdy odeszłam kawałek łzy popłynęły.
Obejrzałam się i w oddala zobaczyłam ze spuszczoną głową Jacka. Byłam od niego 400m. i właśnie w tej chwili chciałam mieć go przy sobie. Nagle nogi zaczęły biec w jego stronę. Czapka spadła mi z głowy,a ja wciąż biegłam. I kiedy byłam już tuż, tuż z zakrętu wyjechał samochód. . Jacek krzyknął przeraźliwie:
-Jola, uważaj! Kocham Cię bardzo!
Dalej już nic nie widziała.
-Jolu, Ty żyjesz, prawda?-pytał płacząc Jacek
Wokół niej była wielka kałuża krwi.
-Jola, ja tak bardzo Cię kocham. Proszę Cię, otwórz oczy. Jolu, kochana. . Ty musisz żyć.
Łzy płynęły mu po policzkach. Zaczął krzyczeć. Usta mu drżały. Kładł się obok niej, całował ją . Mówił śmiejąc się:
-Wiesz, jak wyzdrowiejesz, to już nigdy się nie rozstaniemy. Zawsze będziemy razem, bo my się kochamy, prawda Jolu.? Jolu, uśmiechnij się, kocham Cię. Uśmiechał się gorzko płacząc, a jego łzy kapały na usta ukochanej, które ostatkiem sił powiedziały:
-Kocham Cię Jacku.
Głowa Joli zsunęła się martwa z kolan Jacka. Był bardzo zrozpaczony.
Szybko wstał. Chciał biec, ale zawadził się o nogi martwej dziewczyny i upadł uderzając głową o krawężnik. Z głowy Jacka popłynęła struga krwi, która płynąc połączyła się z krwią Joli. Zdążył chwycić ją za rękę i powiedzieć:
-Najdroższa, teraz już będziemy zawsze razem.
Po czym skonał u boku ukochanej.
niedziela, 10 czerwca 2012
reggae
Reggae, reggae jest dla mnie tym Reggae czym dla żagla jest wiatr poprzez szkwały i sztormy żeglujemy przez świat.
Tak bardzo chcę dotknąć Cię! Ja liczę każdą chwilę, ja liczę każdy dzień .
siłę twórczą masz tworzysz świata twarz , świat będzie taki ile z siebie dasz..
Ważne są czyny, a nie puste hasła .Ważne, by nadzieja w sercu nigdy nie gasła
Bez dymu nie ma rymu, Bez dymu nie ma flow .
Medytacja w twoim życiu, enter albo spacja
Jesteśmy jak nuty na pięciolinii razem czy osobno zawsze dobrze brzmimy
dróg jest tak wiele,lecz nie każda z nich prowadzi do celu
Nie zawracaj kontrafałdy ze w Warszawie byłeś bo na Sake Kepe wcale nie chodziłeś
głowa do góry chociaż życie to nie konfitury
słonko znowu wyjdzie, chociaż dziś jest już nisko
Ja mówię Ci: Ty nigdy nie rób tego co robią ludzie źli Nigdy nie pozwól by dusze zabrali Ci Pamiętaj, że o sobie decydujesz Ty
Dla wszystkich was bess ya Słowa pełne emocje podaje teraz a reszta! Nie znaczy wiele po za tym, że brak tutaj szczęścia Jak świat długi, szeroki popatrz tam nie ma miejsca Dla nas tam nie ma wejścia
wiem ze to tylko marzenia wiem ze nie do spełnienia a jednak chce by spełniły się.
miłość to nie włącznik lewo - prawo, on i off
Miłość pokona nawet największe zło.
nigdy nie pozwól, aby zatruli twoje sny, kochaj to co życie daje ci
- nie bądź chciwy ani podły, do Zwycięskiego Lwa zanoś swoje modły
a ja ciągle mowie więcej stopni o temperaturze słońca !
na obrazach myśli, setki złych zdarzeń... ja i tak dostrzegam kolorowe tło !
idealna kombinacja:kobieta i mężczyzna,to Ty i ja,taka jest moja wizja
dotrzeć do Ciebie i z Tobą już na zawsze być
Jesteś frajer jakich Malo, wieczne tam wesele
To nie ważne gdzie rasta dorasta, ważne ze odroznia dobre ziele od chwasta
A musisz uwierzyć w siebie bo wiara czyni cuda
Piękni ludzie, piękny swiat
Każdego ranka podroż zaczyna się od nowa, duzo lepiej się idzie gdy podniesiona głowa
Reggae jest w sercu mym(...) Reggae jest dla mnie tym, czym dla żagla jest wiatr (...) Reggae kompasem mym
pokonam przeszkody by być tam, gdzie Ty !
zachowaj twarz, i bądź sobą do końca swoich dni
nie myślę o sprawach, które dopiero nadejdą
nie wiem co będzie jutro, nie myślę o tym dzisiaj
nie znam Twego imienia, a serce me więdnie, ej
ta jedna ze stu, by nie zabrakło Ci tchu, ej
brakuje w sercu jednego elementu, dzięki któremu życie nabiera sensu
czwartek, 7 czerwca 2012
Phil Bosmans na dziś.
Ojciec Phil Bosmans (ur. 1 lipca 1922, zm. 17 stycznia 2012) – flamandzki (Belgia)pisarz oraz kapłan katolicki. Zakonnik ze Zgromadzenia Misjonarzy z Montfort mieszkał w klasztorze w Kontich pod Antwerpią. Autor wielu poczytnych wierszy i aforyzmów dotyczących cierpienia, samotności i odczuwania.
Ojciec Bosmans urodził się w miejscowości Gruitrode, jako jedno z czwórki dzieci prostego farmera. W wieku 16 lat przeprowadził się do Genk. Jego rodziców nie było stać na wysłanie dzieci do college'u. Z pomocą ciotki i mnicha z Montfort otrzymał możliwość podjęcia studiów w Rotselaar niedaleko Leuven.
W 1941 roku, Phil Bosmans został przyjęty do Zgromadzenia Misjonarzy w Montfort. W 1945 udał się do Oirschot w Holandii, gdzie został wyświęcony na kapłana 7 marca 1948roku.
Do 1991 ojciec Bosmans był przewodniczącym założonego przez niego Ruchu Bez Nazwy.
W grudniu 1994 roku doświadczył nieszczęśliwego wypadku samochodowego, który pozostawił ślad w postaci paraliżu prawej ręki i nogi. Dzięki intensywnej terapii jego stan uległ znacznej poprawie. Potrafił pisać lewą ręką i znał podstawy obsługi komputera.
7 marca 1998 w Kontich-Kazerne, gdzie mieszkał, świętował pięćdziesięciolecie swoich święceń kapłańskich. We wrześniu tegoż roku został przyjęty na prywatnej audiencji u króla Alberta II.
_____________________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________________________
Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko.Życie jest krótkie.W księdze naszej
przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka
nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru.
Dziecko jest chodzącym cudem, jedynym, wyjątkowym i nie zastąpionym.
Aby stać się lepszym,nie musisz czekać na
lepszy świat.
Ze szczęściem czasami bywa tak jak z okularami, szuka się ich, a one siedzą na nosie.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same.
Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni twego życia! Wracaj do nich, ilekroć w twoim życiu wszystko zaczyna się walić.
Szczęście znajduje się w tobie. Zaczyna się na dnie twojego serca, a ty możesz je wciąż powiększać, pozostając życzliwym tam, gdzie inni bywają nieżyczliwi; pomagając tam, gdzie już nikt nie pomaga; będąc zadowolonym tam, gdzie inni tylko stawiają żądania. Ty potrafisz się uśmiechać tam, gdzie się narzeka i lamentuje, potrafisz przebaczać, gdy ludzie ci zło wyrządzają.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie.
Nie szczędź czasu, żeby być szczęśliwym.
Nie chowaj się. Są ludzie, którzy cię potrzebują.
Kto jest dobry, może się spodziewać, że wcześniej czy później zostanie ukrzyżowany.
Zawieś swoje życie o jakąś gwiazdę, a noc ci nie zaszkodzi.
Nie ma drugiego człowieka takiego jak ty. Jesteś jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowy, całkowicie oryginalny i niepowtarzalny. Nie wierzysz w to, ale naprawdę nie mażadnego drugiego takiego jak ty. I żaden człowiek, którego kochasz, nie będzie już zwyczajnym człowiekiem. Jakaś osobliwa siła przyciągania promieniuje z niego. I ty zmieniasz się pod jego wpływem. Jemu możesz nawet powiedzieć: "Dla mnie nie musisz być nieomylny, bez błędówani doskonały, bo: Ja przecież Ciebie lubię!"
Czasami wydaje nam się, że mieszka w nas dwóch różnych ludzi. Jeden, który wszystko doskonale czyni i tego człowieka prezentujemy światu. Jest też i ten drugi, którego się wstydzimy, i tego ukrywamy.W każdym człowieku istnieje coś takiego jak wewnętrzny dysonans i niespójność. Każdy chciałby być dobry, a jedynie dokonuje czynów, których sam często nie rozumie.
Dlaczego tak jest? Dlatego, że człowiek nie jest Bogiem,
nie jest też aniołem, ani jakąś nadistotą, a jedynie małym pielgrzymem w długiej, dalekiej drodze swojego życia.
Własne słabości czynią go wyrozumiałym i łagodnym w sto
sunku do innych. Ktoś, kto jest bezkrytyczny wobec samego
siebie, będzie twardy i niezdolny wczuć się w innych. Nie
będzie umiał nikogo pocieszyć,dodać odwagi i wybaczyć. Szczęście i przyjaźń tkwią tam, gdzie ludzie są wrażliwi,łagodni i delikatni w słowach, i wzajemnie kontaktach.
Życzę ci odwagi, jaką ma słońce, które codziennie od nowa wschodzi nad wszelką nędzą świata.Niektórzy po zapadnięciu zmroku już nie potrafią uwierzyć w słońce. Brakuje im tej odrobiny cierpliwości, aby doczekać nadchodzącego poranka. Kiedy przebywasz w ciemnościach, spójrz w górę. Tam czeka na ciebie słońce.Ono nie omija nikogo. Ciebie też nie ominie,
Jeśli nie schowasz się w cień. Z każdym dobrym człowiekiem, który zamieszkuje ziemię, wschodzi jakieś słońce.
Nigdzie nie kupisz szczęścia, miłość daje je gratis.
Nie chcę być większy niż jestem, żeby nie pomniejszać ludzi.
Prawdziwe pocieszenie jest wtedy, gdy ktoś daje ci do zrozumienia: możesz być taki, jaki jesteś.
Jeśli patrzy się razem w górę, niebo się przybliża.
Słowo jest czymś więcej niż tym, co mówisz i tym, co piszesz. Słowo jest tym, czym jesteś.

Zobaczysz wszystko inaczej i o wiele lepiej oczami, które wylały łzy.
Żyjemy zbyt krótko, a nasz świat jest zbyt mały, aby czynić go polem walki.
Są ludzie, którzy rozsiewają światło. I są ludzie, którzy wszystko zaciemniają.
Pozostać wiernym nie jest żadną sztuką, gdy wszystko idzie gładko. Wierność okazuje się dopiero wtedy, gdy wszystko źle leci.
Bardziej od pieniędzy, potrzebujesz miłości.
Miłość to siła nabywcza szczęścia.
Jedynie woda jest w stanie odmienić pustynię. Woda to życie. Miłość jest tą wodą.
Bądźmy oazą, gdzie człowiek zachwyca się życiem, także tym, które kosztuje wiele trudu. Mamy młode serce, tak długo jak długo umiemy kochać życie, takim jakie ono jest.
Życie ze swoimi dobrymi ale także złymi stronami.
Mamy młode serce, tak długo jak długo potrafimy kochać ludzi i życzyć im szczerze tego wszystkiego czego im brakuje, a tak bardzo jest potrzebne.
Kto się starzeje zachowując młode serce, ten wie jak należy przyjmować ze spokojem te liczne małe i większe uciążliwości podeszłego wieku.
Taki człowiek zna sens życia i sens umierania.
Wie jak "krótkie" i jak "małe" jest wszystko na tej ziemi, bo żyje nadzieją na życie wieczne.
Sztuka życia - to cieszyć się małym szczęściem.
Bogactwem człowieka są: uśmiech, przyjazny gest, pogodne słowo.
Bóg włożył swoją miłość w twoje ręce, jak klucz do raju.
Dobry człowiek jest jak małe światełko. Wędruje poprzez mroki naszego świata i na swojej drodze zapala zgaszone gwiazdy.
Humor i cierpliwość to dwa wielbłądy, na których przemierzyć można wszystkie pustynie.
Istnieje tylko jedna droga do innych ludzi - droga serca.
niedziela, 3 czerwca 2012
Opiszy.
Kocham Cię bardziej niż mojego pluszowego misia. Tylko weź mu nic nie mów..!
Właśnie maluję swój świat. Masz kredki? To wpadnij

Prawdopodobieństwo zdarzenia się czegoś jest odwrotnie proporcjonalna do siły jego pożądania.

Żadne z nas najwidoczniej nie ma już siły walczyć o to, co i tak po raz kolejny zawali się po kilku dniach.
Może i wyglądam spokojnie, ale w głowie zabijałam już tysiące razy
Czasem się modlę by ten kolejny dzień nie był końcem ale pamiętam, że następnego dnia też wstaje słońce .

Nie znasz składu powietrza, którym oddychasz. To powietrze Cię zabija.
Łzy są słowami serca. (…)
Próbuję uciekać, ale nie chcę nigdy odejść.
Jest tak samo, może tylko trochę smutno.
Ile bym dała, aby moje życie wyglądało tak jak w tych wszystkich zjebanych komediach romantycznych.


Pytasz mnie o miłość, wierzę, że istnieje.
Choć większość z przypadków to tylko zauroczenie.
Zawsze próbuj, jak długo starczy sił, pójść trudniejszą drogą.
Jestem jak nałóg, jak pierdolony zawał. Przychodzę, zabieram wszystko, potem zostawiam.
I nie ważne jak bardzo będziesz się zapierać
i mówić, że już nie pamiętasz.
Zawsze jakaś cząstka Ciebie \
będzie wspominać, marzyć i tęsknić.
Kobieta jest w połowie małą prawdą, w połowie małym kłamstwem, a w całości wielką niewiadomą.

Subskrybuj:
Komentarze (Atom)





